literature

PiF: Inni my - cz.8

Deviation Actions

funnyFranky's avatar
By
Published:
335 Views

Literature Text

"Inni my"


Rozdział 8

Pierwsze koty



Pierwsza misja w życiu każdego ucznia organizacji O.W.C.A., budzi inne emocje. Jedni wyczekują jej w napięciu i ze zniecierpliwieniem, inni obawiają.
- Chyba zaraz zwymiotuję - mruknęła Nazz, trzymając się za żołądek.
- Uspokój wnętrzności Jefferson - odezwała się DS. - To rutynowa akcja. Nawet takie koczkodany jak wy dacie sobie radę.
- Koczkodany? - szepnął Phineas do siedzącego obok Ferba. - Tego jeszcze nie słyszałem.
- To najwyraźniej coś nowego - przyznał Ferb.
Cała czwórka siedziała w kabinie śmigłowca, zmierzając na pierwszą w swym życiu misję. Pierwszą w życiu Phineasz, Ferba i Nazz, bo DS bywała już na wielu.
Minął już rok od przystąpienia braci Flynn-Fletcher do O.W.C.A.. Obaj chłopcy mieli za sobą całe dwanaście miesięcy nauki, szkoleń i upokorzeń ze strony DS. Teraz są już Młodszymi Agentami, a dziś udają się na swą pierwszą misję.
Lecieli już od dobrej godziny, wkrótce mieli dotrzeć na miejsce docelowe. Ich misja była prosta, mieli ochraniać niejaką Paulin Heller, córkę znanego biznesmena. Ostatnio miejsce miało kilka prób porwania jej, więc jej ojciec postanowił zwrócić się o pomoc do O.W.C.A.
- Pamiętajcie - kontynuowała zamaskowana. - Na misji dowodzę ja, więc macie wykonywać wszystkie moje polecenia bez najmniejszego sprzeciwu.
- Przypominasz nam o tym już po raz siódmy DS - oznajmił Ferb.
- A ty nadal ze mną dyskutujesz Fletcher - warknęła dowódczyni. - Mam nadzieję, że znacie plan działania na pamięć i podczas misji wykażecie się profesjonalizmem. Jeśli przyniesiecie mi wstyd, ja przyniosę wam ból.
Jakiś kwadrans później helikopter wylądował na lądowisku obok olbrzymiej willi. Agenci wysiedli ze śmigłowca, a DS poprowadziła ich ku drzwiom wejściowym. Jak przed każdą misją, świetnie zapoznała się z planami budynku w którym przez kilka najbliższych dni będą stacjonować. Nastolatka zapukała do drzwi.
- Kto tam? - dobiegł zza drzwi stłumiony kobiecy głos.
- Agenci O.W.C.A. - odparła DS.
- Proszę podać hasło.
- Cytrynowa pomarańcza.
Drzwi otworzyły się powoli, stała w nich niska starsza pani. Wyglądała na mocno wystraszoną.
- W końcu jesteście - odetchnęła z ulgą staruszka i wpuściła ich do środka.
Kobieta ruszyła wzdłuż korytarza do salonu. Siedział tam dwudziesto-kilku letni mężczyzna. Prawe ramię miał zabandażowane, mimo to w dłoni ściskał rewolwer. Na widok przybyłych Agentów poderwał się z miejsca.
- Agentka DS. Nie spodziewałem się, że własnie ciebie przyślą.
- Spokojnie paniczu Shine - zawołała natychmiast staruszka. - Jesteś osłabiony, powinieneś odpoczywać.
- Pani Sosno proszę przyprowadzić tu dziewczynę. Przedstawimy jej szczegóły jej ochrony.
Kobieta posłusznie skinęła głową i opuściła pomieszczenie. DS zwróciła się do pozostałych.
- Jefferson, Flynn, Fletcher, to Agent Shine. Były członek Ruchu Oporu Okręgu Czterech Stanów. Shine to moi nowi podopieczni.
Kasztanowłosy podszedł do zgromadzonych i powitał każdego z osobna.
- Scott Shine. Jej, Phineas Flynn i Ferb Fletcher. Sporo o was słyszałem.
- Serio? - zdumiał się szczerze Phineas.
- Oczywiście. Wasz Ruch Oporu pomógł nam obalić Taylor. Możliwe, że nawet spotkaliśmy się podczas Akcji Wieża.
- Od jak dawna jesteś w organizacji? - zapytała Nazz.
- Shine nie należy do O.W.C.A. Pracuje dla prywatnej organizacji, jednak przez naszą został wyszkolony - weszła mu w słowo zamaskowana.
- Skończyłem szkolenie przed dwoma laty. Od tego czasu pracuję dla organizacji ochroniarskiej. Kilka miesięcy temu dostałem zlecenie by ochraniać młodą dziedziczkę, Paulin Heller. Niby błaha sprawa, jednak w zeszły miesiącu miejsce miała pierwsza próba porwania. Nic wielkiego. Jeden napastnik rozwalił okno w środku nocy, nie dotarł nawet na piętro. Bez problemu dałem mu radę. Potem w niedługich odstępach czasu, miejsce miały jeszcze trzy podobne incydenty. Każdy kolejny lepiej przemyślany. Ostatni miał miejsce trzy dni temu. To właśnie podczas niego zostałem ranny. Niestety porywacz uciekł, całe szczęście bez zdobyczy. Po tym wszystkim postanowiłem prosić was o pomoc, w schwytaniu porywaczy i powstrzymaniu ich. Sam nie dam sobie rady, a O.W.C.A. jeszcze nigdy nie zawiodła.
- W porządku. Siadaj Shine - zarządziła zamaskowana, a chłopak powoli osunął się na kanapę. - Shine, czy za każdym razem był to ten sam napastnik?
- Nie jestem pewny czy za każdym razem był to ktoś inny bo byli zamaskowani, ale na pewno się zmieniali. Pierwszy był znacznie mniejszy od drugiego.
- Podejrzewam, że mamy do czynienia z porwaniem na zlecenie. Pamiętajcie - dziewczyna zwróciła się do podwładnych. - Porywaczy macie schwytać. Będziemy musieli wyciągnąć z nich kto jest ich zleceniodawcą. Miejcie też na uwadze bezpieczeństwo innych, nie tylko Heller. Shine kto poza panią Sosną jest jeszcze w budynku? Nie dostałam w tym zakresie żadnych informacji.
- Bo nikogo nie ma. Jest tylko opiekunka Paulin, Margaret, czyli pani Sosna i ja. Po ostatnim włamaniu odprawiłem całą służbę, póki sytuacja się nie uspokoi.
- Nie miałeś podejrzeń co do ich lojalności? Czy nie ma wśród nich wtyki?
- Wszystkich sprawdziłem, są czyści - odparł zdecydowanie Scott.
- A co z ojcem Heller?
- Pan Greg przebywa od pół roku wraz z małżonką za granicą. Załatwiają sprawy biznesowe.
- Kiedy wracają?
- Nie jest mi to wiadome.
- Zostali o wszystkim poinformowani?
- Tak, o każdym incydencie i o waszym wezwaniu również.
- Świetna robota Shine.
- Dzięki DS - odparł Scott, rumieniąc się delikatnie.
- Czy ty słyszałeś to samo co ja? - zwrócił się Ferb do brata.
- Ona go pochwaliła - wyszeptał Phineas zszokowany. - I to bez sarkazmu.
W tym samym momencie w salonie pojawiła się pani Sosna, prowadząc za sobą wysoką czarnowłosą dziewczynę o ciemnobrązowych oczach.
Jednak to nie kolor oczu przykuł uwagę Phineasa i Ferba, nie była to też tona makijażu na twarzy czarnowłosej. Tym na co zwrócili uwagę obaj chłopcy był jej strój, a raczej to czego nie przykrywał. Dziewczyna miała na sobie prostą, białą koszulę z bardzo wydatnym dekoltem, oraz króciutką, obcisłą spódniczkę.
- Witam - DS podeszła bliżej Paulin i zasalutowała jej. - Jestem agentka DS z organizacji O.W.C.A., a to moi podwładni Jefferson, Flynn i Fletcher. Jesteśmy tu żeby panią chronić i ostatecznie powstrzymać napaście.
- Mam od tego mojego ochroniarza, nie rozumiem czemu was sprowadzono.
- Podejrzewamy, że stoi za tym zorganizowana szajka przestępcza. To nie jest sprawa dla jednego człowieka.
Nazz zerknęła na swojego chłopaka. Widząc na co się patrzy, natychmiast szturchnęła go w ramię.
- Co? - wyszeptał skołowany czerwonowłosy spoglądając na Jamie.
- Gdzie się patrzysz? - mruknęła oburzona dziewczyna.
- Ja tylko... A Ferb to co?
- Ja mogę - szepną Fletcher uśmiechając się z satysfakcją.
- Więc przysłali do rozpracowania szajki przestępczej grupę - Paulin rzuciła na gości okiem. - Nastolatków?
- Jesteśmy najlepsi w swojej branży - oznajmiła pewnie zamaskowana. - Mamy stały kontakt z siedzibą główną. Proszę się nie obawiać, nie zawiedziemy. Teraz chciałabym przedstawić pani szczegóły pani ochrony.
- Niech będzie - Paulin westchnęła z rezygnacją. - Może usiądziemy i napijemy się czegoś? Margaret zrób nam herbaty.
Wszyscy rozsiedli się wygodnie na miękkich kanapach, a pani Sosna posłusznie udała się do kuchni, tymczasem DS przeszła do przedstawiania planu ochrony.
- Wiem, że od kilku dni nie opuszcza pani domu, jednak pani ojciec pragnie by nie zaniedbywała pani nauki. Tak więc wróci pani do szkoły. Na zajęcia będzie pani chodzić wspólnie z Jefferson. - Nazz pomachała do czarnowłosej. - Zawozić i odbierać ze szkoły będzie panią Fabian Star. To nasz pilot, który nas tu przywiózł. Aktualnie sprawdza zabezpieczenia domu. W budynku i poza nim będę pilnować pani ja, Flynn lub Fletcher. Będziemy się regularnie zmieniać. Czy ma pani jakieś pytania lub uwagi?
- Jak długo potrwa ta cała szopka? - zapytała od niechcenia czarnowłosa, biorąc do ręki kubek herbaty, który właśnie przyniosła Margaret.
- Tak długo jak będzie to konieczne.
- Czyli?
- Niestety nie jestem w stanie udzielić pani jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
- Wspaniale! - zawoła Heller nieco rozzłoszczona. - Nie ma to jak być uwięzioną we własnym domu!
- Przepraszam. - W wejściu do salonu pojawił się czarnowłosy Star. - Agentko DS mogę na słówko?
- Proszę o wybaczenie - DS podniosła się z fotela i podeszła do osiemnastolatka. - O co chodzi Star?
- Sprawdziłem ich zabezpieczenia i są beznadziejne. Pierwszy lepszy złodziej obszedłby je bez problemu. Nie wiem czemu tacy bogacze nie sprawili sobie czegoś lepszego.
- Przywiozłeś nasz sprzęt?
- Tak, bez trudu się podepnę. Jest tylko jeden problem...


- Więc... - Paulin zwróciła się do zgromadzonych. - Jesteście agentami tej całej o coś tam?
- O.W.C.A. - odparła natychmiast Nazz. - Nie do końca agentami. Jesteśmy młodszymi agentami, dopiero szkolimy się na agentów.
- Chwila, nie jesteście nawet agentami? - zdumiała się Paulin.
- No nie, nasza trójka się dopiero uczy - powtórzyła niebieskowłosa. - Mamy za sobą rok treningów i to nasza pierwsza misja - oznajmiła dumnie.
- Pierwsza?
- Tak. Pierwsza - warknęła Nazz już nieco zniecierpliwiona. Powtarzanie wszystkiego dwa razy ją irytowało.
- No pięknie, przysyłają mi tu niedoświadczonych ludzi i liczą, że nie będę się martwić.
- Nie denerwuj się Paulin - odezwał się Scott. - Może ci młodzi są niedoświadczeni, ale DS to weteranka. Jest najlepsza w całej organizacji, więc nie masz co podnosić alarmu.
Widać było, że chłopak niezbyt jest zadowolony zachowaniem swojej pracodawczyni i jej zachowanie również go irytowało.
- Panno Heller, mogę dać pani słowo agenta, że przy mnie nic pani nie grozi - oznajmił Ferb z uśmiechem.
Po tym zapewnieniu na twarzy Paulin pojawił się delikatny uśmiech, a jej policzki oblały się ledwie widocznym rumieńcem.
- Cóż dobrze... Pójdę do pokoju... Przygotuję się do jutrzejszych zajęć.
Paulin wstała i wyszła z salonu. W korytarzu natknęła się na dyskutujących DS i Fabiana.
- Dokąd się panienka wybiera? - zawołała natychmiast DS za oddalającą się Paulin.
- Do pokoju, uczyć się. Chyba mogę jeszcze sama wędrować po domu?
- Oczywiście, że nie. Jefferson, Flynn, Fletcher!
Nie minęło pięć sekund, a u boku zamaskowanej pojawiła się cała trójka.
- Co ja mówiłam? Nie spuszczać obiektu z oczu - warknęła zamaskowana, groźnie mrużąc oczy.
- Obiektu? - zdumiała się Paulin stojąc na schodach i obserwując całą wymianę zdań z góry.
- Przez cały czas, ktoś ma jej towarzyszyć. Czy to jasne?
- Tak jest - mruknęli zgromadzeni. Nie lubili być publicznie ochrzaniani. Chyba nikt nie lubi.
- Jefferson przejmiesz pierwsza wartę. Idź z panią Heller do jej pokoju. Flynn, Fletcher przynieście nasze bagaże i zanieście je do pokoi. Pani Sosna pokaże wam, gdzie będziemy nocować. A ty Star - zwróciła się już nieco mniej surowiej do czarnowłosego. - Zrób co masz zrobić.
- Tak jest
Cała czwórka rozeszła się. DS wróciła do salonu. Na jej widok na twarzy Scotta pojawił się promienny uśmiech.
- Siadaj DS. Mogę ci tak mówić? - zamaskowana skinęła głową, po czym przysiadła się obok chłopaka. - Szmat czasu się nie widzieliśmy. Jak się spisują nowi rekruci?
- Nie są najgorsi - przyznała szczerze dziewczyna.
- Jej, z twoich ust to prawie jak pieśń pochwalna - zaśmiał się kasztanowłosy. - Pamiętam jak sam kiedyś z utęsknieniem wyczekiwałem żebyś mnie doceniła.
DS i Scott znajdowali się w się kryjówce ROOCS. Dziewczyna rozdzielała zadania wszystkim swoim podwładnym. Jedni szli na przeszpiegi. Inni mieli za zadanie przeprowadzić akcje sabotażowe, a jeszcze inni ukraść trochę prowiantu i leków dla schorowanych mieszkańców miasta.
W końcu zamaskowana zbliżyła się do wtedy siedemnastoletniego Scotta. Chłopak ze zniecierpliwieniem zacierał ręce w oczekiwaniu na swój kolejny przydział.
- Shine, ty dzisiaj wyczyścisz broń.
- Co takiego? Przecież wczoraj ją czyściłem - oburzył się Scott.
- Więc zrobisz to raz jeszcze, masz już wprawę więc powinno ci pójść dość szybko. Czysta i sprawna broń jest ważna podczas misji, powiedziałabym że najważniejsza.
- Wiem, ale ja prawie zawsze czyszczę broń!
- Czy ty śmiesz się mi sprzeciwiać? - warknęła DS. Scott natychmiast cofnął się o kilka kroków.
- Nie, ja tylko... Bo nie po to wstąpiłem do Ruchu, żeby czyścić broń. Chcę walczyć. Jak inni! Chodzić na misje, odbijać jeńców, kopać tyłki robotom...
- Raz wysłałam cię na misję, żebyś skopał tyłki robotą i co?
- No...
- Ledwie się im wyrwałeś - kontynuowała DS. - Zacznę cię wysyłać na misję, gdy nabierzesz doświadczenia.
- Jak mam nabrać doświadczenia, skoro nie wysyłasz mnie na misje?
- Nie potrzebuję martwych członków.
- Słuchaj DS. Chcę przyczynić się do obalenia Taylor najbardziej jak tylko mogę. Ona... Zniszczyła moja rodzinę. Zabiła siostrę i uprowadziła ojca. Czyszczenie broni nie daje mi satysfakcji. Proszę daj mi coś trudniejszego.
- W porządku. Posprzątasz toalety.
- Dlaczego uważasz, że cię nie ceniłam?
- Nie wiem, może to ten ton głosu, albo fakt że kazałaś mi sprzątać, ale miałem wrażenie, że we mnie nie wierzysz.
- Cóż to mogło dać takie złudzenie - przyznała nastolatka.


Phineas i Ferb w milczeniu przenosili bagaże do wyznaczonych im kwater. Znajdowali się właśnie w pokoju, w którym spać miała DS, gdy czerwonowłosy nie wytrzymał i wypalił.
- "Słowo agenta, że przy mnie nic pani nie grozi?!".
- Oj daj spokój, tak mi się wyrwało - mruknął zielonowłosy.
- Wyrwało? Ferb to podryw na poziomie gimnazjum! Gdzie twoja subtelność?
- Może nie było zbyt "profesjonalne", ale podziałało. Widziałeś jak na mnie spojrzała? - zielonowłosy uśmiechnął się na to wspomnienie. - Zarumieniła się.
- Jak mogłeś to zauważyć spod tej tony tapety?
- Paulin ci się nie podoba?
- Wiesz... Nie jest brzydka... Powiedziałbym, że jest naprawdę atrakcyjna i... Gorąca, ale wolę naturalne dziewczyny, takie jak...
- Jamie? - wpadł mu w słowo Ferb.
- Aha... - odparł Phin nieco piskliwym głosem. - Między innymi.
W rzeczywistości to nie jej imię chciał wymówić czerwonowłosy.
- Nie gadaj, że nadal myślisz o NIEJ?
- Nie, jasne, że nie - odparł nastolatek tym samym piskliwym głosikiem.
- Nie no ja nie wierzę, dalej cię trzyma - zawołał Ferb nieco rozbawiony i zirytowany zarazem. Świetnie znał brata i wiedział kiedy kłamie, więc bawiły go wszelkie jego próby skłamania. Jednocześnie irytowało go to i fakt, że nadal duży się w ich sąsiadce.
- Słuchaj Phin, już od roku chodzisz z Jamie, a mimo to nadal myślisz o Izce. To nie jest fair stary wobec Jamie.
- Ja ją kocham, Jamie znaczy. Kocham, więc nie wiem o co ci chodzi. Jesteśmy razem i ją kocham. Co w tym jest nie fair?
- To, że Izabellę kochasz bardziej i nie zapomnisz o niej. Jamie traktujesz tylko jako pocieszenia.
- Wcale tak nie jest! - oburzył się czerwonowłosy. - Nazz wcale nie jest dla mnie jakimś pocieszeniem. Kocham ją. Po prostu, to co czuję do Izy jest trochę bardziej natrętne. Nie jest tak łatwo zapomnieć o uczuciach, zwłaszcza jeśli oglądasz obiekt swych westchnień codziennie przez bite dwa miesiące.
- Dobra, wybacz. Myślałem tylko...
- To źle myślałeś. Jamie jest dla mnie naprawdę ważna i zależy mi na niej.


Paulin siedziała przy biurku pochylona nad książką od chemii. Nazz tymczasem przechadzała się po jej pokoju rozglądając dookoła.
Pokój Paulin był duży i jasny. Olbrzymie zdobione łóżko stało na środku pod ścianą. Naprzeciw niego znajdowało się biurko, za którym siedziała teraz czarnowłosa. Było tu też kilka szafek i półek zastawionych przeróżnymi, porcelanowymi figurkami, oraz kilka foteli wyglądających na bardzo wygodne.
- Czy możesz przestać łazić? - warknęła Heller przez zaciśnięte zęby. - Usiłuję odrobić zadanie z chemii.
- Och wybacz - zawołała natychmiast Nazz rozglądając się za miejscem gdzie mogłaby usiąść. W końcu zdecydowała, że zajmie jeden z bufiastych foteli. - Jestem trochę zdenerwowana tą całą sytuacją. Jeśli nawalę, DS będzie naprawdę wkurzona.
- Och i tylko to cię martwi? - prychnęła czarnowłosa.
- Uwierz, że wkurzona DS to ostatnia rzecz jaką chciałabyś oglądać.
- Doprawdy... - mruknęła brązowooka. Kilka chwil później odrzuciła długopis z rezygnacją. - Mam dość, to jakieś bzdury. Kogo obchodzi co jest wydzielane podczas procesu fotosyntezy?
- Czy mogę? - zapytała pospiesznie niebieskowłosa i podeszła do Paulin. Wzięła ostrożnie jej zeszyt do ćwiczeń. - Uwielbiam chemię - oznajmiła z uśmiechem przyglądając się zadaniom. - Jeśli chcesz mogę Ci pomóc.
- Serio?
- Jasne - Jamie wzięła długopis i wróciła na "swój" fotel. - Chemia to mój konik - oznajmiła dziewczyna kreśląc coś w zeszycie. - Jejku, w której ty jesteś klasie? Te zadania są trywialne. Przerabialiśmy podobne przez pierwszy miesiąc w pierwszej klasie.
- Cóż... - odezwała się Paulin, lekko poirytowana uwagą młodszej agentki. - Nie przepadam za chemią. Wolę mniej ścisłe przedmioty.
- Jak na przykład? - zapytała zielonooka nie odrywając się od zadań.
- Em... Języki? Jestem naprawdę dobra z języków.
- A jakich was uczą w szkole?
- Francuskiego.
- Formidable...
- Hiszpańskiego.
- No me importa...
- I trochę łaciny.
- Acta est fabula! - wykrzyknęła Nazz. Na Paulin nie zrobiło to jednak dobrego wrażenia. Wręcz przeciwnie, zdawała się być poirytowana tak ogromną wiedzą niebieskowłosej.
- Cóż... Chodzę do prywatnej szkoły...
- Tak wiem, "Imienia Joanny d'Arc tylko dla młodych dam". Dlatego to ja będę chodzić z tobą do szkoły, a nie Ferb, choć bardzo by chciał. Chodzisz do klasy drugiej A. Jesteś trzecia na roku, pierwsza w klasie. Twoją najlepsza przyjaciółka to Natalie Middleton. Blondynka, niebieskie oczy, szczupła i wysoka. Zaprzyjaźniłyście się pięć lat temu, kiedy to obroniłaś Natalie przed gnębiącymi ją chłopcami ze szkoły "St Christian". Znamy twoje personalia bardzo dobrze, jesteśmy przygotowani do misji.
- Och... Cóż... - Paulin na chwilę zaniemówiła. To ile dziewczyna o niej wie, zrobiło na niej niemałe wrażenie.
- Skończyłam - oznajmiła Nazz, rzucając ćwiczenia Paulin prosto na jej biurko. - W pierwszym zadaniu miałaś błąd. Pozwoliłam sobie poprawić. Podstawową jednostką związku chemicznego jest cząsteczka, a nie nukleotyd. Skąd ty to wzięłaś?
- Mówiłam, nie jestem najlepsza z chemii - powtórzyła Paulin przeglądając zadania. - Wow, wszystko wygląda na wykonane bezbłędnie.
- Bo takie są. Mówiłam, chemia to mój konik.
- Dzięki... Jefferson? Jak właściwie masz na imię? Bo chyba nie Jefferson?
- Nie - zaśmiała się dziewczyna. - DS zwraca się do wszystkich po nazwisku. Jestem Nazz, Jamie tak właściwie, ale wszyscy mówią mi Nazz skrót od mojego drugiego imienia, Nazaria.
- Jamie Nazaria... Całkiem ładnie.
- Daj spokój, są okropne.
- A twoi koledzy? Ferb to ten...
- Zielonowłosy. Drugi to Phineas, jego brat przyrodni.
- Och... Em... Czy oni, no wiesz, mają kogoś? - zapytała jakby, od tak sobie Paulin.
Nazz spojrzała podejrzliwie na czarnowłosą.
- Phineas kogoś ma, ale Ferb z tego co mi wiadomo jest wolny. A dlaczego pytasz?
- Od tak, żeby zagaić rozmowę. A ta cała DS - Paulin pospiesznie zmieniła temat. - Ona nigdy nie zdejmuje tej swojej maski?
- Wiesz... Chyba zdejmuje, ale jeszcze jej bez niej nie widzieliśmy. Nie no na pewno zdejmuje, do kąpieli czy coś...


Paulin i Nazz pod eskortą Fabiana wróciły z zająć w Joannie d'Arc. Nazz uradowana wpadła do salonu, który był teraz głównym centrum dowodzenia. Za nią weszła nieco bardziej pochmurna Paulin. Obie ubrane były w mundurki szkolne.
- Dostałam szóstkę z plusem! - zawołała uradowana niebieskowłosa. - Na chemii była dziś niezapowiedziana kartkówka i dostałam najwyższą ocenę w klasie.
- Brawo Jefferson - powiedziała DS od niechcenia. - A teraz idź się przebrać w strój służbowy. Fletcher przejmujesz wartę nad panną Heller - wydawała polecenia DS, nie odrywając wzroku od planów budynku.
- Już się robi! - zawołał uradowany Ferb, podrywając się z miejsca i ruszając za czarnowłosą.
- Co tak ślęczysz nad tymi planami, znasz je już na pamięć - oznajmił Scott podchodząc do zamaskowanej.
- Wiem... I wydaje mi się, że nie tylko ja.
- Co? Jak to?
- Z moich ustaleń wynika, że włamania miały miejsce w strefie położonej najbliżej wejść do pokojów pani Heller, a najdalej od twojej kwatery. Tak by zapewnić włamywaczom jak najwięcej czasu na manewry. By ustalić, gdzie najlepiej uderzyć muszą mieć plany budynku.
- Ale to niemożliwe. Plany znajdują się tylko w domu, a dostęp do nich jest pilnie strzeżony.
- Nie tylko. Są również w siedzibie naszej organizacji. Jeśli plany wyciekły, a wyciek nie pochodził stad to znaczy...
- Że w O.W.C.A. jest kret - wyszeptał Scott z niedowierzaniem.
- I to dość spory. Dostęp do takich dokumentów ma niewiele osób. Muszę poinformować o tym Majora Monograma.


Ferb stał odwrócony tyłem czekając, aż Paulin przebierze się z mundurku.
- Czy to jest konieczne? Twoja obecność tu gdy się przebieram?
- Zabroniono mi odstępować cię na krok, choćby na chwilę.
- Zawsze jesteś taki posłuszny rozkazom, tej całej DS?
- Nie zawsze, ale teraz muszę. Jeśli chcę by nic ci się nie stało.
- W porządku, możesz już patrzeć.
Ferb odwrócił się do czarnowłosej.
- Wspaniale wyglądasz.
- Tak uważasz? Bo ja mam wrażenie, że ta spódniczka mnie pogrubia.
- Leży wprost idealnie - oznajmił chłopak z promiennym uśmiechem.
Paulin rozsiadła się wygodnie na łóżku i wpatrzyła w chłopaka.
- Na co czekasz, rozgość się. Czuj się jak u siebie. - Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. - Jak podoba ci się mój pokój?
- Jest wspaniały - odparł zielonowłosy, nie odrywając wzroku od nastolatki.
- Dzięki, sama go urządzałam... Cóż Ferb... Jamie Nazaria mówiła, że nie masz dziewczyny. Ciągle zachodzę w głowę, dlaczego? Taki przystojny i bystry chłopak jak ty, jest sam.
- Cóż, fakt że jestem bystry może mieć z tym coś wspólnego.
- Haha. To dobre.
- Po prostu, trudno jest mnie usidlić. Uda się to tylko wyjątkowej kobiecie.
- Jak bardzo wyjątkowej?
- Bardzo.
Zielonowłosy mrugnął porozumiewawczo, przez co Paulin znów się zaczerwieniła.
- A co jeszcze, mówiła ci o mnie Nazz?
- Niewiele, a to wielka szkoda, bo bardzo chciałabym cię bliżej poznać.


Phineas wbiegł po schodach na piętro. DS nakazała mu zwołać wszystkich, by przedstawić nowy plan działania. Chłopka poinformował już niebieskowłosą przyjaciółkę i zmierzał właśnie po swego brata, i Paulin.
Czerwonowłosy bezceremonialnie otworzył drzwi pokoju nastolatki.
- Fe... - na widok obściskującej się pary odebrało mu na chwilę mowę.
Całujący się natychmiast oderwali się od siebie. Paulin pospiesznie wstała z kolan zielonowłosego i poprawiła fryzurę, i spódniczkę.
- DS nas wzywa - odezwał się Phin wgapiając się zszokowany w parę.
- Już idziemy - zawołał Ferb podrywając się z fotela.
Paulin bez słowa wyminęła Phineasa w drzwiach i zeszła na dół.
- Przecież ci nie wolno - szepnął do zielonowłosego jego brat schodząc po schodach. - DS zabroniła...
- Chyba jej nie doniesiesz, co braciak?
- Dobrze wiesz, że takie zachowanie może zagrozić powodzeniu całej misji. Poza tym, stary znasz ją jeden dzień.
- My tylko się całowaliśmy. Nie podpisywałem z nią paktu o nieagresji.
- Nie żartuj sobie, jeśli DS się dowie wpadnie w wściekłość.
- Cisza już - zawołała DS, do zgromadzonych. Phineas i Ferb natychmiast zamilkli. - Zgromadziłam was tu by przedstawić co udało się nam ze Shine i Starem ustalić. Miejsce miały jak wszyscy wiemy cztery włamania. Pierwsze miało na celu jedynie sprawdzić czujność i szybkość ochrony. Kolejne dwa były zwykłymi próbami przed spektaklem. Ostatnie włamanie było tym właściwym.
- Skoro, ostatnie było finalne to znaczy, że więcej nie uderzą? - zapytała Nazz.
- Nie, wręcz przeciwnie. Napastnicy uciekli. Podczas włamania mieli broń, a fakt że potraktowali nią ochronę, jednoznacznie dowodzić że gotowi byli zabić by dopaść swą ofiarę. Mamy zatem do czynienia z brutalną, zorganizowaną grupą przestępczą, dla której takie akcje to chleb powszedni. Najprawdopodobniej działają na zlecenie kogoś wysoko postawionego, nie poddadzą się zatem tak łatwo. Zapewne zarówno dom jak i szkoła są pod ich obserwacją, więc wiedzą już o naszym przybyciu. Ich taktyka ulegnie zatem zmianie. Są świadomi, że dom jest zbyt dobrze obstawiony, zechcą więc porwać swój cel, podczas drogi do lub ze szkoły, bądź już w placówce.
- Zatem co - odezwała się Paulin. - Znów zamkniecie mnie w domu?
- Nie, wręcz przeciwnie. By dorwać napastników i przesłuchać ich potrzebujemy, pułapki, a ty będziesz wprost idealną przynętą.
- Chwila, że co? Mam być, że kim?
- Nie będę się powtarzać - oznajmiła szorstko DS. - Za kilka godzin dostaniecie szczegóły naszego planu. Na tę chwilę to wszystko. Czy są jakieś pytania, bądź uwagi?
- Ja mam - odezwała się znów Paulin. - Czy mogłabym nie być nazywana ofiarą i celem? To mi ubliża...
- Zatem, skoro nie ma pytań - przerwała jej twardo agentka. - Możecie się rozejść.


Agenci już czwarty dzień znajdowali się w posiadłości rodziny Heller w Nowym Jorku. Wciąż jednak nie udało im się schwytać porywaczy.
- Jaką mamy pewność, że znów uderzą? - zapytała Nazz wchodząc do salonu i poprawiając swą nową fryzurę. Już drugiego dnia pobytu agentów, ona i Paulin zamieniły się miejscami. Nazz w czarnej peruce wyglądała identycznie do Paulin, podczas gdy Paulin w niebieskiej peruce prezentowała się zaskakująco podobnie do Nazz. Na pierwszy rzut oka oczywiście, bowiem w rzeczywistości dziewczyny z wyglądu i charakteru, nie były do siebie ani trochę podobne. Zmiana koloru włosów jednak wystarczy by zmylić porywaczy, tak w każdym razie twierdziła DS. Zamiana miejscami, była jednym z części planu, który DS, Scott i Fabian opracowali. - Może już zrezygnowali z pomysłu porwania tej... Paulin.
- Za dużo pracy włożyli w organizację całego przedsięwzięcia - oznajmił Fabian. - Nie poddadzą się tak łatwo. Gotowe?
- Ja tak, ale ona chyba nadal się pindrzy - odparła Niebieska. To że Heller nie przypadła do gustu młodszej agentce wiedzieli już wszyscy, poza samą Heller oczywiście.
- Powściągnij się Jefferson - skarciła ją zamaskowana siedząc na kanapie i czytając jakąś książkę.
- Wybacz Agentko DS, ale ta zarozumiała lalunia doprowadza mnie do szału. Jest okropnie próżna i pusta.
- Twoje zadanie to strzeżenie jej dupy, a nie rozckliwianie nad jej charakterkiem - oznajmiła DS przerzucając stronę w książce. W pomieszczeniu znajdowała się tylko ona, Nazz i Fabian, więc dziewczyna mogła pozwolić sobie na chwilę szczerości i bezpośredniości.
Podczas całego pobytu agentów O.W.C.A. w Nowym Jorku, DS nikogo nie obrażała, nikomu nie ubliżała, nikogo nie pobiła. Zachowywała się też nad wyraz spokojnie i opanowanie. Choć wszyscy wyraźnie widzieli, że i ją młoda dziedziczka oprowadza do białej gorączki, swymi uwagami na temat niekompetencji agentów. Im większym profesjonalizmem wykazywała się zamaskowana, tym więcej narzekań było ze strony Paulin. Z innymi było podobnie. Jedynym który nadal lubił towarzystwo Paulin, był Ferb.
- Masz zachowywać się profesjonalnie, a nie jak dziecko ze szkółki niedzielnej. Spożytkuj dobrze czas podczas misji i naucz się panować nad sobą.
Nazz spojrzała z niedowierzaniem na zamaskowaną. Ona mówiła o panowaniu nad sobą?
Kilka minut później w wejściu do salonu pojawiła się Heller.
- Jestem. Możemy już jechać - powiedziała łaskawie i zniknęła im z oczu.


Długa, czarna limuzyna jechała spokojnie ulicami Nowojorskich przedmieść, zmierzając ku szkole Joanny d'Arc, kiedy nagle dał się słyszeć potężny huk, a samochód zaczął zwalniać i zjeżdżać na pobocze.
- Co jest Fabian? - zapytała Nazz nieco zlękniona.
- Złapaliśmy gumę - odparł szofer. - Poczekajcie tu, zajmę się tym.
Star wysiadł z pojazdu i zatrzasnął drzwi. Kilka chwil później dziewczyny pozostałe w pojeździe usłyszały głuche uderzenia
- F-Fabian? - wyszeptała młodsza agenta delikatnie uchylając drzwi samochodu.
Z drugiej strony ktoś jedna szarpnął je gwałtownie, przez co Nazz wyleciała z samochodu. Mężczyzna który pociągnął za drzwi pochylił się nad dziewczyną i podniósł ją z ziemi. Drugi stojący obok niego, nieco wyższy zarzucił jej worek na głowę.
- Świetnie. Mamy małą. Teraz tylko trzeba dostarczyć ją naszemu zleceniodawcy. Do wozu ją Fresco - ucieszył się niższy i zatrzasnął drzwi limuzyny.
Paulin przez cały czas przyglądała się wszystkiemu z otwartą buzią. Cała ta sytuacja nie zajęła mężczyzną nawet minuty. Chwilę później dał się słyszeć pisk opon.
Mijały sekundy, które zdawały się dla Paulin teraz jak godziny. Nagle drzwi znów się otworzyły. czarnowłosa aż podskoczyła ze strachu.
- Spokojnie piękna, to tylko ja - oznajmił Ferb podając nastolatce dłoń i pomagając jej wysiąść. - Wszystko poszło zgodnie z planem.
Zielonowłosy stał uśmiechając się do Heller promiennie, Phineas tymczasem pomagał Fabianowi.
- Jak jest stary?
- Spoko - odparł Star, rozcierając obolałą głowę.


- Co chcecie ze mną zrobić? - zapytała Nazz świetnie udając przerażenie.
- Nie martw się słodka, oddamy cię w dobre ręce - odparł jeden z mężczyzn.
Samochód zatrzymał się. Mężczyźni wyciągnęli dziewczynę z pojazdu i wprowadzili do jakiegoś opuszczonego magazynu.
W środku znajdowało się już dwóch innych mężczyzn. Jeden ubrany w garnitur, wysoki z rozczochranymi włosami. Drugi mały, krępy, ubrany w biały kitel, typowy zły naukowiec.
- Jak obiecałem Deminutnik, dziewczyna jest na czas - odezwał się mężczyzna w garniturze wskazując na przybyłych.
- Świetna robota Graham. Twoi ludzie nieźle się spisali - przyznał szczerze drugi z mężczyzn i poklepał pierwszego po biodrze, gdyż tylko tam dosięga. Porywacze zatrzymali się tuż przed zgromadzonymi po czym zdjęli worek z głowy nastolatki.
- Kto to ma być? - oburzył się Deminutnik.
- No jak to? - zdumiał się dowódca szajki. - Paulin Heller, krewna samego Rexa Nigera.
- Toż to nie ona! To jakaś nastolatka w peruce!
Graham zszokowany podszedł do Nazz i jednym ruchem ręki ściągnął z głowy dziewczyny sztuczne, czarne włosy.
- Ale jak to? - zdumiali się porywacze.
- Wzięliście nie tę! - wydarł się na swych podwładnych Graham ciskając w nich peruką. - To jedna z tych agentek O.W.C.A.
- Pasowała do opisu - warknął Fresco.
- Myślałem, że jesteście profesjonalistami, a wy daliście się nabrać jak dzieci na podstawioną dziewczynę. Wspaniale! - doktor nie był zachwycony z pomyłki wynajętych przez siebie ludzi.
- Paulin miała być moją kartą przetargową! Dzięki niej ten cholerny Niger w końcu miał się ode mnie odczepić, a wy wszystko spapraliście. Przez was ten krwiopijca rozniesie mnie na strzępy.
- Nie będzie miał okazji - oznajmiła DS, pojawiając się przy mężczyznach.
- Skąd ty... - szalony naukowiec nie zdążył nawet dokończyć swej myśli, gdyż zamaskowana uderzyła go prosto w nos powalając na ziemię.
Następnie dziewczyna uwolniła Niebieską, po czym przeszła do rozprawiania się z pozostałymi opryszkami. Nie minęło dziesięć minut, a cała czwórka leżała rozbrojona i obezwładniona na ziemi.
- O proszę. Nie byli jednak tak dobrzy, jak mi się początkowo wydawało - oznajmiła dziewczyna stając z rękoma na biodrach i przyglądając się swojemu "dziełu".
Nazz stanęła lekko za nią, również nie spuszczając mężczyzn z oka.
- Na co czekasz Jefferson? Wezwij wsparcie. Niech zabiorą stąd tych idiotów.
- Tak jest agentko DS.


- Spakujcie się, za godzinę wracamy - oznajmiła DS wchodząc do domu.
Za nią Phineas i Ferb wprowadzili Paulin, na końcu weszli Nazz i Fabian zamykając za sobą drzwi.
- Było strasznie - mruknęła Nazz. - Chyba pójdę zwymiotować - oznajmiła i zniknęła za drzwiami toalety.
- Lepiej tu niż w śmigłowcu - westchnęła DS i weszła do salonu.
Phineas i Ferb udali się do swojego pokoju by spakować rzeczy.
- Dobrze było nie? - zapytał Phineas z uśmiechem, upychając swoje rzeczy.
- Zasadniczo, niewiele zrobiliśmy.
- No tak, ale sam fakt, że nie skopaliśmy roboty. Porywacze i ich zleceniodawca złapany. Przesłuchują ich teraz w O.W.C.A., a my możemy w końcu wrócić do domu.
- Aha - westchnął zielonowłosy.
Prawda była taka, że nie uśmiechał mu się powrót. Bardzo polubił Paulin i szkoda mu było ją opuszczać.
- Dobra stary, ja lecę na dół - oznajmił czerwonowłosy zakładając bagaż na ramię i opuszczając pokój.
Zielonowłosy kilka minut później również skończył się pakować. Miał właśnie opuścić sypialnie, gdy w progu natknął się na niespodziewanego gościa.
- Paulin.
- Ferb... Chciałam się pożegnać - oznajmiła dziewczyna, spoglądając chłopakowi prosto w oczy i wręczając mu kawałek kartki papieru. - To mój numer. Chcę być z tobą w stałym kontakcie. Te kilka dni z tobą były naprawdę świetne. Będzie mi ciebie ogromnie brakować.
Dziewczyna uśmiechnęła się do zielonowłosego, po czym pocałowała namiętnie w usta.
Nowa część dawno niepublikowanego opowiadania.


PROLOG
POPRZEDNIA CZĘŚĆ
NASTĘPNA CZĘŚĆ - wkrótce



"Phineas and Ferb" charakters belongs to Dan Povenmire and Jeff "Swampy" Marsh
© 2016 - 2024 funnyFranky
Comments4
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
PaulinaKP's avatar

Doczekałam się :D Pierwsza misja :dummy:

Spotkanie DS i Scotta. Cóż, liczyłam na jakiś bogatszy opis uczuć ze strony DS, a nie tylko jakąś retrospekcję z toaletą xD Ale przyznam, że debiut Scotta w tym opku super :D

Paulin z drugiego wymiaru świetnie się prezentuje. Nie tylko świetny charakterek, ale i zabójczy wygląd :D Ale włosy i tak Pauli z pierwszego ma lepsze xD

"Na co się gapisz?!" "A Ferb?" "Ja mogę " Ten dialog wygrał :D

Nazz w tym opowiadaniu jest super :D Czy ona w jakimkolwiek wymiarze pozwala nazywać się Jamie? xD

Pierwsza rozmowa Pauli i Nazz sugerowała, że się zaprzyjaźnią. I to był taki wielki szok. One przyjaciółkami?! Ale potem: "nie, jednak nie" xD

Rozdział świetny. Pozostaje mi czekanie na następny :D I mam nadzieję, że nie będzie trwało tyle co na ten xD